czwartek, 19 lipca 2012
wizyta u Pani Doroty
ponieważ 28 lipca wyjeżdżam na kilka dni na Mazury, a koty zostają w domu pod opieką przesympatycznej sąsiadki, wielbicielki zwierząt wszelakich, a zwłaszcza kotów, postanowiłam udać się z futrami na przegląd do weterynarza do miasta oddalonego o 15 km. Mela tradycyjnie wrzeszczała całą drogę, Miki tradycyjnie cichutko pomiałkiwał od czasu do czasu. Pani weterynarz, tytułowa Pani Dorota koty dobrze zna więc oględziny trwały krótko, Melka jak zawsze bez zastrzeżeń, Mikiemu odnowiła się zmiana na pyszczku i dostał lek do smarowania. droga powrotna przebiegała również przy akompaniamencie Melkowych zawodzeń, a w domu... po wyjściu z kontenerka Melka głośno mrucząc przemaszerowała przez wszystkie pomieszczenia, a potem przyszła do mnie i głośno domagała się głaskania ( jej się to nie zdarza ) po czym teraz spokojnie usiadła na dywanie i odpoczywa. ja wiem, że ona nienawidzi zamknięcia, chociaż okupuje wszystkie pudełka, miski, otwarte szuflady i im ciaśniej tym lepiej, ale tym razem myślę, że na prawdę się bała i zwyczajnie bardzo jej ulżyło, że wróciła do domu. taka wylewna w uczuciach nie była jeszcze nigdy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No to się musiała wycierpieć, skoro taka zmiana... Ale dobrze, że większych problemów nie ma :).
OdpowiedzUsuńMamy dokładnie tak samo z Kocią - ona nienawidzi zamknięcia w transporterze i jazdy autem, drze się w niebogłosy. Miłego urlopu Miko :-)
OdpowiedzUsuńJa muszę całą drogę śpiewać moim kołysankę, wtedy nie drą japy;)
OdpowiedzUsuńjeśli ja się odezwę Melka drze się jeszcze głośniej jakby chciała mnie przekrzyczeć więc z reguły się nie odzywam. gdy ją wiozę ludzie oglądają się na ulicy jak zatrzymuję samochód na światłach i zastanawiają się gdzie to dziecko tak strasznie płacze i co za bydle je tak strasznie katuje, a ja zwyczajnie nic nie mogę na to poradzić choć serce pęka, że się tak męczy ktoś kogo bardzo się kocha.
Usuń